Maraton Północ-Południe, jeden z najtrudniejszych polskich ultramaratonów, to spore wyzwanie. Blisko 1000km do przejechania w formule non-stop. Znakomicie się przygotowałem, zarówno kondycyjnie, jak i sprzętowo. Dzień przed maratonem przyjechałem do Władysławowa. Pobudka wcześnie rano i na rozgrzewkę zrobiłem dojazd na start maratonu, jadąc przez Jastrzębią Górę, w sumie 65km. Dzień wcześniej czułem już, że w gardle coś się dzieje, niegroźny katar, ale nie wyglądało to źle. Dlatego na Helu, w aptece, zaopatrzyłem się w paczkę witaminy C i jakieś tabletki do ssania na gardło. Wydawało się OK, ale po ok. 6h, w Kościerzynie, odwiedziłem kolejną aptekę, zaopatrując się w coś mocniejszego na gardło, w sprayu. Doraźnie pomogło, jechało się świetnie. W nocy zaczął padać deszcz, ale niespecjalnie mi to przeszkadzało, choć pojawił się coraz częstszy kaszel i stopniowo ból gardła oraz gorączka. Jakieś 15km za Płockiem, po blisko 24h jazdy, niestety poziom dyskomfortu osiągnął tak duży poziom, że przestraszyłem konsekwencji.
Moment najstraszniejszy dla każdego maratończyka – podjęcie decyzji: jedziesz dalej w deszczu i chłodzie czy wycofujesz się? Przejechane ponad 500km…
Dużo mnie kosztowała ta decyzja, ale postanowiłem się wycofać
Lekarz stwierdził, że słusznie, bo kilka godzin więcej, w tej ulewie i chłodzie, a skończyłoby się zapaleniem płuc w szpitalu. Tymczasem na szczęście, tylko antybiotykiem i własnym łóżkiem.
Trzeba będzie zrobić tego tripa za rok. Takie życie 😉
Trasa: Władysławowo-Jastrzębia Góra-Hel-Kościerzyna-Świecie-Płock
Dystans: 531km
Czas jazdy: 23h40
Średnia: ~ 22.5km/h
Przewyższenia: ~ 2671m